Młoda, piękna i utalentowana. Niezwykle charyzmatyczna, kreatywna i zaskakująca. W jednej chwili zmienia rzeczywistość i sprawia, że zapominasz o całym otaczającym świecie. Za jej sprawą każdy ponury dzień staje się radosny, każda ciemna chmura zostaje rozgoniona przez słońce, a dookoła panuje spokój...
Kto to taki?
Lindsey Stirling, zaledwie 25 letnia skrzypaczka zza wielkiej wody. Urodzona w słynącym z „amerykańskiego choppera” Orange County od małego przejawiała fascynację skrzypcami. Najpierw jako słuchacz - za sprawą ojca, następnie jako muzyk. W wieku 16 lat dołączyła do rockowej grupy. To tam zaczęły się jej eksperymenty (muzyczne!). Utwór, który skomponowała dał jej zwycięstwo w narodowym konkursie talentów (swoją drogą – dlaczego w Polsce takich nie ma?). Furtką (a właściwie szeroko otwartą bramą) do kariery był dla niej występ w amerykańskiej edycji „Mam talent”. Sharon Osbourne – jurorka, a prywatnie żona króla ciemności, znanego z zamiłowania do nietoperzych głów Ozzy'ego – skomentowała jej występ prostym, a jednocześnie wyczerpującym i oddającym rzeczywistość: „Wow... we love you Lindsey!”
Yes, We love you Lindsey!
Gdybym spytał z czym kojarzy się muzyka klasyczna, jestem w stu procentach pewien, że najczęściej powtarzającą się odpowiedzią byłyby „skrzypce”. I to właśnie im, małym, niepozornym skrzypcom nowego wymiaru nadaje twórczość Lindsey.
Połączenie subtelnego instrumentu ze znanym z drażnienia słuchu dubstepem, ozdobione lodowymi budowlami wprost z baśniowych opowieści to tylko jeden z przykładów, w jaki artystka tworzy niezapomniane spektakle. Sama postać Lindsey, jej ruchy, mimika, uśmiech, wzrok jest również bajkowa. Wielu artystkom, grającym na skrzypcach w podobnym stylu tego właśnie brakuje do stworzenia porywającego i tętniącego życiem dzieła. To właśnie w tym tkwi sedno sukcesu Lindsey. "Dusza”, którą Stirling nadaje twórczości poprzez swoją grę, charyzmę i widowiskowe teledyski sprawia, iż jej muzyka tak bardzo wyróżnia się na tle konkurentek.
W świecie dźwięków od kilku lat zapanowała niezbyt ciekawa tendencja. Artyści powielają, kopiują i idą na łatwiznę. Brakuje innowatorskiego podejścia, próżno szukać oryginalności. Słuchacze zdani są na to co przygotują im wciąż ci sami artyści, którzy bardziej niż na muzyce, skupiają się na promowaniu swojego wizerunku.
Ludzie tacy jak Lindsey Stirling są kroplami drążącymi potężną betonową powłokę przemysłu muzycznego. Być może, gdy uzbiera się ich dostatecznie wiele tama w końcu puści, a muzyka na nowo poleje się porywającym strumieniem... Kto wie?
Podoba się? Podziel się ze znajomymi!
2 komentarze:
Lindsey będzie miała serię koncertów we Włoszech na początku lipca. To jak na razie najbliższa geograficznie możliwość, żeby ją zobaczyć na żywo. Szukam chętnych do wspólnego wyjazdu na koncert! Jeśli ktos jest chętny, proszę pisać do mnie na maila (mail na podlinkowanej mojej stronie)
http://naszaswidnica.pl/blog/2012/05/27/lindsey-stirling-gram-to-co-kocham/ zapraszam na wywiad z Lindsey
Prześlij komentarz