Jest mi źle...
Umieram...
Oczekuję współczucia i pocieszenia...
Nie tak sobie wyobrażałem zakończenie świąt. 38 stopni gorączki i ból gardła, który nie pozwala na wyjedzenie ostatnich smakołyków ze świątecznego stołu to ostatnia rzecz, której się spodziewałem...
Zauważyłem, że przed świętami zwiększono ilość wyświetlanych reklam środków wspomagających trawienie. Branży farmaceutycznej musiało się to opłacać, w końcu święta to taki okres, w którym nasze żołądki są wystawione na wzmożony wysiłek. Nieumiarkowanie w jedzeni i piciu - to chyba jedyny grzech główny, którego w czasie świąt się nie boimy, z którego nie musimy się tłumaczyć w konfesjonałach. W końcu to nasza tradycja! W święta wpychamy w siebie aż po sam brzeg, nie bacząc na to, że od 10 minut żołądek woła dość. Mordercza walka na widelce o ostatniego kotleta to rzadki obrazek. Dlaczego? W święta nie ma prawa niczego zabraknąć! Niczym mitologicznej hydrze, której odrastały trzy nowe głowy w miejscu tej ściętej, tak na świątecznym stole w miejscu zjedzonego kotleta pojawiają się trzy kolejne... A po świętach...
Płacz i lament, rozpacz, złość i ubolewanie. Kilogramy, które przybyły w ciągu zaledwie trzech dni zauważamy po czasie, kiedy nie możemy dopiąć spodni, które zapinaliśmy parę dni wcześniej. Odpowiedź na pytanie skąd się wzięły pomaga nam znaleźć boląca, przerośnięta wątroba. Patrzymy wstecz i widzimy tę kilkudniową rozpustę, te przełknięte smakołyki, którym nie byliśmy w stanie odmówić. Z wielką stanowczością obiecujemy sobie poprawę, ale kolejne święta weryfikują nasze postanowienia...
Święta, to nie tylko czas nieskrępowanego obżarstwa. To również czas, w którym obdarowujemy się prezentami. Misterne spiski, by ukryć je przed młodszym pokoleniem, godziny spędzone w sklepach, pakowanie po nocach. Wszystko po to, żeby w wigilijny wieczór, pięknie spakowany pakunek, którego opakowanie mogłoby trafić na niejedną z wystaw sztuki, bez żadnych skrupułów, w niemal bestialski sposób został go pozbawiony przy udawanych odgłosach zaskoczenia i radości...
Jest to również czas dla wszystkich domorosłych projektantów mody, wszystkich niedoszłych stylistów, którzy mają pole do popisu między kościelnymi ławami. Tylu kreacji, takich mieszanek stylów, nowatorskich pomysłów i klasycznych połączeń pozazdrościć może nam Paryż i Mediolan. To kościoły w czasie świąt stają się stolicami mody. Jest tu wszystko - od białych skarpetek do garnituru w stylu vintage, po trendy legginsy koloru różowego. Masa inspirujących rzeczy, wystarczy się rozejrzeć, a na pewno każdy znajdzie styl, w którym się odnajdzie...
Ale to co najważniejsze i za co święta lubię najbardziej, to to, że można zupełnie odpocząć. Człowiek nie przejmuje się niczym, nie ogląda wiadomości, nie czyta gazet, nie przegląda internetowych serwisów informacyjnych. Po-landy i inne to takie pożeracze czasu, które ciężko kontrolować - ale nie w święta. Sam mam z nimi problem i nieraz po kilka godzin wglapiam się w ciąż powtarzane idiotyczne obrazki, które poza zdawkowym "ha ha" nie wywołują żadnych ambitnych myśli. I cieszę się, bo w święta kompletnie się od nich odciąłem i mam zamiar trwać w tym postanowieniu! W ogóle, powoli mam zamiar odcinać się od rzeczy, na które nie mam żadnego wpływu. Pamiętacie sławne kiedyś "miej wyjebane, a będzie ci dane"? Przez wiele miesięcy żyłem zgodnie z tą zasadą i rzeczywiście tak było. Kiedy jednak przestałem i zacząłem się przejmować oraz angażować, wszystko się posypało. Wracam do korzeni!
Nie liczcie na nic, spodziewajcie się wszystkiego!
Warto posłuchać:
1 komentarze:
dziękuję bogu za puentę ;)) !
Prześlij komentarz