Wydaje mi się, że bez muzyki kino nie wyglądałoby tak jak dzisiaj wygląda. Nawet w czasach, kiedy pierwsze nieme filmy próbowały zdobyć szerszą publiczność, gdzieś tam... w kącie siedział sobie artysta, który tworzył ścieżkę dźwiękową na żywo. Na szczęście, wraz z rozwojem techniki, muzyka stała się integralną częścią filmu. Pomyśl, jak wyglądałby Ojciec Chrzestny bez jego tematu przewodniego. A czy Requiem For A Dream wywoływałby aż takie emocje, gdyby nie powtarzający się w kluczowych scenach przejmujący motyw?
Wywarł on na mnie bardzo duże wrażenie, dlatego też soundtrackiem z tego właśnie filmu rozpoczynam serię wpisów, w których główną rolę odgrywać będą utwory znane nam z wielkiego ekranu. Ale zanim zacznę... kilka słów o samym filmie.
Easy Rider - film kultowy. Aż wstyd mi trochę, że dopiero wczoraj przekonałem się na własne oczy, dlaczego zapracował sobie na taki status. A musicie uwierzyć mi na słowo - zapracował. Zaczynając oglądać nie wiedziałem czego się spodziewać. Po pierwszych scenach wnioskowałem, że głównym tematem będzie para motocyklistów i ich podróż z punktu A do punktu B okraszona różnymi przygodami. Film ten, nie jest jednak typowym "filmem drogi". Śmiało można powiedzieć, iż jest to film idei. Idei wolności jednostki. Idei, którą najlepiej oddaje scena przy ognisku i niesamowity monolog Jacka Nicholsona - odtwórcy roli George'a Hanson'a. Idei, która choć popularna, tak naprawdę większość z nas przeraża, większości z nas jest obca...
Przewrotne zakończenie to wisienka na torcie. Dla jednych słodka, a dla innych kwaśna jak cytryna. Jaka będzie dla Ciebie - jeśli jeszcze nie wiesz - przekonasz się oglądając film.
Ale wróćmy do muzyki...
Soundtrack to niesamowita mieszanka rocka - od psychodelicznego, po folk - z końcówki lat 60. Poza wymienionym wyżej Steppenwolf, znajdziemy na nim m.in. szalejącego wirtuoza gitary i jego The Jimi Hendrix Experience, The Byrds reprezentujących folk rock czy The Electric Prunes - twórców pierwszej na świecie rockowej mszy. Powinna ona zadowolić wszystkich, którzy lubią czuć to, co płynie z utworów. Wciskając "PLAY" przenosimy się w lata 60, początek kulturalnej i obyczajowej rewolucji, czas hipisów i LSD. Czujemy smagający nas po twarzy wiatr, promienie słońca, tą przestrzeń, której nie możemy ogarnąć, ale chcemy poskromić. Wciskając "PLAY" odpalamy motocykl, zakładamy kask, przypalamy skręta i ruszamy w swoją własną podróż... ku wolności, ku idei.
The Electric Prunes - "Kyrie Eleison/Mardi Gras (When the Saints)"
The Jimi Hendrix Experience - "If 6 Was 9"
The Byrds - "Wasn't Born to Follow"
Podoba się? Podziel się ze znajomymi!
0 komentarze:
Prześlij komentarz