7.02.2012

The White Stripes!


Wiecie, w życiu każdego studenta przychodzą takie chwile, kiedy wbrew zdrowemu rozsądkowi musi sobie wszystkiego odmawiać i porzucać wszelkie przyjemności życia codziennego. Ta chwila dopadła i mnie. Klawiaturę zamieniłem na zeszyt, mysz na długopis, a zamiast postów pisałem notatki i rozwiązywałem zadania... Ekonometrio, ty suko!




Choć zaniedbałem pisanie, nie opuściłem się w słuchaniu. Świetny soundtrack do filmu "Pirat Radio" opiszę w innym wpisie, w którym zajmę się muzyką do filmów. Kilka razy zbierałem się już do tego, żeby napisać o Rory Gallagher'ze. Kapitulowałem jednak za każdym razem. Za krótko się z nim znam, aby w pełni przelać na "papier" to jakim doskonałym artystą jest. Nie oznacza to jednak, że w ogóle się tutaj nie pojawi. Pojawi. Musi jednak minąć jeszcze kilka płyt i szklanek alkoholu... Nie od dziś jednak znam się z The White Stripes.  To właśnie o nich przeczytacie!

Przechodząc obok mojego pokoju w ciągu ostatniego tygodnia szansa, aby usłyszeć coś innego niż The White Stripes była naprawdę niewielka. Statystyki z last'a mówią same za siebie. Mam nadzieję, że moi współlokatorzy, ani sąsiadka (mieliście okazję poznać ją w TYM wpisie) nie mają mi tego za złe... A z resztą - "Who cares!"

Kiedy pierwszy raz usłyszałem The White Stripes ciało przeszedł dreszcz, a na skórze pojawiła się gęsia skórka. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem teledysk efekt tylko się pogłębił. Od tamtej pory nie zmieniłem ani trochę zdania o tym, że są (a właściwie byli) jednym z najciekawszych zespołów, jakie pojawiły się na muzycznej scenie w ostatnich latach. Elektryzujący, inspirujący, a do tego zagadkowi, nieprzewidywalni, ekscentryczni.

Trzy kolory, które wpadają w głowę tak jak słowa refrenu z "I Just Don't Know What To Do With Myself" - biel, czerwień i czerń, to jedna z cech, która po charakterystycznym brzmieniu gitar oraz prostocie cechującej dźwięki perkusji nadaje zespołowi charakteru. Widząc pierwsze sekundy teledysku, te zanim pojawi się jakikolwiek dźwięk wiemy czego, a właściwie - kogo - się spodziewać...


To co najbardziej trafia do mnie to brzmienie gitary. Jest naprawdę charakterystyczne. Z jednej strony czyste jak łza, z drugiej brudne jak myśli nastolatków. Słysząc gitarę z "Icky Thump" albo "Seven Nation Army" w myślach kreuję obrazy z przeszłości. Czasy pierwotne, kiedy z kawałka deski i kilku kabli rodziły się pierwsze gitary elektryczne. Właśnie tak wyobrażam sobie ich brzmienie. 

Jeżeli chodzi o muzykę The White Stripes, to można w niej wyczuć różne nurty, którymi została zainspirowana. Od starego dobrego bluesa, po klasycznego rocka. Wspominany już "Icky Thump" czerpie z "Rumble" Link Wray'a bardzo wiele. Od charakterystycznego uderzenia bębna, po początkowe akordy. O inspiracjach takimi postaciami jak Son House Jack White wspominał w "It Might Get Loud" (Film to pozycja obowiązkowa dla każdego fana gitary).

Dyskografia The White Stripes nie jest wielka. Składa się z 6 albumów, oraz kilku innych wydawnictw (m.in. DVD). Wielka jest za to liczba świetnych utworów, które się w niej znajdują. Zazwyczaj jest tak, że artysta zabłyśnie jeden raz, a potem z każdą płytą obserwujemy jak jego blask gaśnie. Z The White Stripes jest inaczej - ich blask świeci do tej pory, a każda kolejna płyta tylko to potwierdzała (wielki żal, że zawiesili swoją działalność, a ostatnia płyta pojawiła się w 2007r.).

Ciężko mi się zdecydować, które utwory wybrać, dlatego zdecydowałem, że wybiorę tylko te najlepsze. Po jednym z każdej płyty.


#1. "The White Stripes"



#2. "De Stijl"



#3. "White Blood Cells"


#4. "Elephant"

(swoja drogą... ciekawy teledysk ;] )


#5. "Get Behind Me Satan"



#6. "Icky Thump"







Podoba się? Podziel się ze znajomymi!

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 
Design by Free WordPress Themes | Bloggerized by Lasantha - Premium Blogger Themes | Enterprise Project Management